wtorek, 9 stycznia 2018

Trójmiasto #2



Zachowanie człowieka jest wyznaczane przez motywy, które leżą u jego podstaw.
Lubimy na przykład być sprawcami naszego działania (motyw sprawczości i kontroli), chyba, że doprowadzamy do katastrofy - wtedy jakoś nieszczególnie. Jesteśmy też zwierzakami stadnymi - lubimy otaczać się ludźmi i tworzyć rozległe sieci kontaktów społecznych. Podobno ludzie o rozbudowanych sieciach, pełniący wiele ról społecznych, żyją dłużej mimo niezdrowego trybu życia - nic więc dziwnego, że jest to jeden z głównych motywów w naszym życiu, dążymy do tego, by mieć za sobą #dobrych #ziomeczków.

Żeby więc być panem swojego losu i mieć wybór - a opcja oddalająca się, słabo dostępna najbardziej pożądana, co nie? - oraz zaspokoić mój motyw przynależności oraz afiliacji wsiadłam 5 stycznia o 12.52 do pociągu relacji Wrocław - Gdynia i udałam się do jedynej i niepowtarzalnej najlepszej przyjaciółki na całym Bożym świecie - Asi :)

Żeby nie było tak pięknie, wcale nie wsiadłam do pociągu o 12.52. Pociągi jadące z Wrocławia mają taką dziwną zasadę - zawsze się spóźniają! Miał być 12.52, zaginął w akcji około 13:00, odnalazł się o 13.12 ale .. na innym peronie - ku mojemu (i ogólnemu) przerażeniu. #kochajmyPKP

Z dochodzącym do 40 minut opóźnieniem jechałam przez Gniezno, Bydgoszcz, Laskowice Pomorskie, z Tczewa to się chyba teleportowałam, bo nie dalej jak o 17 byłam już na dworcu w Oliwie - ku ogólnemu zdziwieniu wszystkich uczestników podróży. Wsiadłam w SKM-kę, po drodze spotkałam się z Asią, Malwiną i Anią, po czym zwarte i gotowe ruszyłyśmy na halę, by obejrzeć meczos Skry z miejscowym Treflem.



Czy mówiłam już, że kocham Ergo nocą? Tak ogólnie też ją kocham (moje osobiste top 3 razem z Atlas Areną w Łodzi - patriotyzm lokalny - i Spodkiem) ale nocą to sztos nad sztosy, co widać na załączonych obrazkach.







Fantastycznie było wrócić, naprawdę. Ostatni raz na meczosie byłam w wakacje, na otwarciu ME na Narodowym (na bogatości, ale dawno temu). Tęskniłam za halą, za siatkarzami, za tą atmosferą. Za Asią też tęskniłam - to przede wszystkim - ale to już inna bajka ;)

Meczos był .. za krótki, haha. 4 sety, w tym 3 sety na przewagi, z hali wyszłyśmy nieco po 21:00, a czułam straszny niedosyt. Kibice tłumnie zgromadzeni w Ergo zafundowali siatkarzom doping rodem z hal irańskich - było głośno, żywiołowo, majestatycznie. Prawdziwe piekiełko!

Przyznaję bez bicia, że z meczosu, który oglądam na hali zwykle niewiele pamiętam. Chłonę atmosferę, zdzieram gardło, koncentruję się na tym, by wspierać swoją drużynę i aspekty czysto wynikowe, sportowe gdzieś mi umykają. Było kilka naprawdę soczystych wymian, był asior pana Mariusza (wiedziałyśmy z Asią, że będzie), były bloki jak himalaje, challenge też był raz i drugi, była przewaga .. i zaraz jej nie było (xD), były tajne informacje dla rozgrywających, był pot, krew i łzy (pozdrawiam Gregora i Karola) ...

pierwsze z jakiego jestem dumna! - dla Ciebie, Asiu :) ♥












Na koniec były też zdjęcia z siatkarzami. Z tego miejsca dziękuję Miladowi za foteczkę - świetny gość, mega otwarty i sympatyczny! Bardzo mnie cieszy jego dobra postawa w ostatnim meczosie, bo jest o co grać w tym sezonie, a Milad w formie robi różnicę. Generalnie cała Skra zagrała niezłe zawody. Zawsze jest nad czym pracować, ale ta energia i radość, jaka od nich biła, udzieliła się i mi, i wpłynęła na wynik.

Jeśli chodzi o foteczki z siatkarzami to by było na tyle, haha. Pana Mariusza odprowadziłam do szatni przez pół boiska, podobnie jak Bedniego i Srećko, ale jeszcze brak mi odwagi żeby "upomnieć" się o zdjęcie. Ja i brak odwagi, dobre sobie, powiecie, ale .. siatkarze mnie onieśmielają! Gdy stajesz twarzą w twarz z od 195 cm w górę , mając jakieś 160 cm w trampkach, ponad to 195 cm i więcej jest utalentowanym sportowcem, to zapiera ci dech i nie wiesz jakby to słowo z siebie wyrzucić. Cóż, popracuję nad tym! (xD)

Z bólem serca opuszczałam Ergo. Miałam wrażenie, że meczos dopiero co się zaczął, a już się skończył. Chłonąc ostatnie dźwięki i obrazy meczowe, by zostawić je jak najdłużej w pamięci, zbierałyśmy się do wyjścia. Jak przystało na wyczerpanych po meczosie kibiców (Wam też zawsze tak adrenalinka spada i czujecie jakby prąd odłączyli?) poszłyśmy do KFC na fryteczki. (tak w ogóle to #teamMcDonald)

W mieszkaniu czekała na nas herbatka .. duuuużo herbatki. Były też słodycze, świąteczne prezenty (#miszcze świętują dłużej), były pogaduchy do nocy (których treść na zawsze pozostanie w moim serduszku) i eksplozywna dawka pozytywnej energii. Nad morzem odnalazłam w końcu dziecięcą radość, śmiałam się całą sobą i nie myślałam o troskach. MORZE MOŻE WIĘCEJ!



Sobota to pobudka około 10:00, pyszne śniadanko i wyjazd do Sopotu. Msza święta z okazji Trzech Króli, potem wycieczka na molo, gdzie po drodze miałyśmy jeszcze okazję spotkać Orszak Trzech Króli, który przeszedł sopockim deptakiem, super sprawa!

Molo niezmiennie zawsze mnie zachwyca. Wychodząc w morze miałyśmy nad sobą ciężkie chmury a na sobie deszcz, natomiast później to słońce zaszczyciło nas swą obecnością. Ludzie spacerowali, podziwiali widoki, robili zdjęcia a ja cieszyłam się jak mała dziewczynka, bo każdy obrazek był nową radością.
























Gdy nasze brzuchy poinformowały nasze głowy, że czas na obiad, udałyśmy się w stronę naleśnikarni. Kochamy naleśniki, no nie da się ukryć. Było cieplutko, smacznie i tak klimatycznie. Lubimy to!

Po obiedzie szybki powrót do mieszkania, plecak na ramię i w drogę na dworzec.
24 magiczne nadmorskie godziny minęły zdecydowanie zbyt szybko.
Do zobaczenia po sesji! DZIĘKUJĘ! ♥



PS : Pozdrawiam chłopaka, który pytał nas na dworcu w Oliwie o fajkę, choć tak jak my nie pali, a potem uroczo się do mnie uśmiechnął w pociągu - dobre ziomeczki do podstawa ;)