sobota, 22 kwietnia 2017

Ostatni

Z chwilą wejścia na salę zostawiasz za sobą wszystkie problemy. Nieważne staje się niezdane kolokwium, nieprzeczytana literatura na jutrzejszą psychologię społeczną, niezapłacony rachunek, niezrobione zakupy, nieposprzątane mieszkanie. Nieważna jest polityka i pieniądze. Z chwilą wejścia na salę to siatkówka przejmuje kontrolę nad Twoim życiem; rozsiada się wygodnie w koronie celów i możliwości, kierunkując Twoja uwagę na wydarzenia boiskowe. Stajesz się Kibicem, prawdziwie, głęboko, do ostatniej małej mitochondrialnej komóreczki. 

Somewhere over the rainbow, way up high
And the dreams that you dreamed of, once in a lullaby
Somewhere over the rainbow, blue birds fly
And the dreams that you dreamed of , dreams really do come true
~ Somevhere over the rainbow, Israel Kamakawiwo'ole






zima xD

Uwielbiam ten moment, kiedy wchodzę na pusta jeszcze halę. Stąpam dzielnie krok za krokiem, zmierzając do swojego sektora. Idę "górą", spoglądam na znane mi przecież zakątki Atlas Areny, ale ten widok za każdym razem napawa mnie zachwytem; w głowie słychać szum tysiąca gardeł, które nie raz, nie dwa, dopingowały tu swoich ulubieńców, przed oczami stają najważniejsze siatkarskie chwile, spędzone w tej pięknej łódzkiej hali, miliony przyspieszonych oddechów, galopujących pulsów, wykrzyczanych wyznaczników emocji ... W tym momencie oddycham historią, którą sama współtworzyłam; w tej hali już zawsze pozostanie kawałek mnie, mojego serca, emocji i łez. W takich chwilach jak ta najpełniej czuję, że jestem cholerną szczęściarą.



moja fotka nie musi być duża, żeby się nikt nie wystraszył  xDD


Podziwiam ludzi z klubów kibica. Mam do nich od zawsze wielki sentyment, darzę ich ogromnym szacunkiem; to moi prywatni Iniemamocni - podążają za swoim ukochanym klubem dosłownie wszędzie, niestraszna im pogoda, rywale, przeciwności losu. #świry, które zdzierają gardła, starając się wesprzeć siatkarzy na boisku, a demotywować rywali na trybunach, bo nie wiem czy wiecie, ale oprócz wojny na punkty na parkiecie, równolegle toczy się wojenka na kibicowskie argumenty na trybunach, wierzcie, równie zajadła. Patrząc na kluby kibica widzę ludzie zakochanych po uszy w swojej pasji. Nie macie pojęcia jacy są dzięki temu piękni. Coś niesamowitego! 




Meczos na hali rządzi się swoimi prawami. Siedzę sobie w swoim sektorze, obserwując rozgrzewkę i czując jak moje serce zaczyna przyspieszać. Za chwilę to samo robi oddech; staje się krótszy, częstszy. Moje podekscytowanie rośnie z każdym kolejnym punktem; oczy podążają za piłką, serce dostosowuje się do jej rytmu, słyszę tylko gonitwę własnych myśli. Czasami, gdy już totalnie zatracę się w kibicowskim transie, lubię się na chwilę wyłączyć; staram się wyrównać oddech i usłyszeć halę. Bo hala, moi drodzy, mówi wszystko. Szaleje w euforii, wydaje jęki zawodu, płacze razem z moimi łzami. Hala to narkotyk; jadąc na pierwszy meczos nie spodziewałam się,że takie wyjazdy staną się normalnością, lekiem na całe zło, warunkiem koniecznym, by w moim życiu królowała radość. Hala nie pyta, ona rozumie - czuje dokładnie tak, jak Ty. I uwielbiam tę jedność! Staję ramię w ramię z 10 tysiącami żółto-czarnych w naszym Ulu i wiem, że każdy z nas jest indywidualnością na jednolitym tle; to stopienie celów (wygrajmy!), możliwości (chłopcy, przecież potrafimy!) i wspólnych wysiłków (darcie mordeczki przez dwie godziny potrafi być męczące, spodziewalibyście się?) od lat niezmiennie mnie zachwyca i zastanawia (to się chyba nadaje na magisterkę, interakcje społeczne w grupie kibiców na meczu, co Ty na to, Ala? ♥)

♥♥♥

Nie chciałam żeby ten meczos się kończył z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że gdyby nie jedna piłka w pierwszym secie, może wszystko potoczyłoby się ciut inaczej. Po drugie, po zakończeniu spotkania miało nadejść nieuchronne, tak strasznie smutne - zakończenie kariery przez Michała Winiarskiego. 

UWIELBIAM WINIARA. Niby banał, ale naprawdę. To nie jest uwielbienie jego fantastycznych, niebieskich oczu (tak, dostrzegam je, jestem kobietą, widzę takie rzeczy), to uwielbienie trwające. Trwające, bo zaczęło się w 2006 roku. Michał to członek "mojej" reprezentacji; tej pierwszej, od której wszystko się zaczęło. To między innymi z Winiarem z siatkarskiego dzieciaka stałam się siatkarskim dorosłym. Mówiąc wprost, zestarzałam się z Winiarem. Leci ten czas, co nie? Tak wiec uwielbiam jego niegdysiejszą zapominalskość, tę hardkorową, kiedy zapominał spodenek czy paszportu i cała podróż była storpedowana, no bo jak tu lecieć gdzieś bez Winiara. Uwielbiam jego żarciki, z których słynie na cały świat i Winiarowe koncerty eurowizyjne. Uwielbiam (i rozklejam się tak jak On), gdy opowiada o swoich synach. Uwielbiam rok 2014 i Winiara kapitana, który sam nie wierzy w to, że jest Mistrzem Świata. Uwielbiam definicję przyjaźni, którą stworzył z Mariuszem. Uwielbiam jego chart ducha, wytrwałość, wole walki zawsze, do końca. Uwielbiam jego siatkarski kunszt i boiskową inteligencję. Tak jak mówiłam, UWIELBIAM WINIARA.

Ile razem dróg przebytych?
Ile ścieżek przedeptanych?
Ile deszczów, ile śniegów,
wiszących nad latarniami?

Ile listów, ile rozstań,
ciężkich godzin w miastach wielu?
I znów upór, żeby powstać,
i znów iść i dojść do celu

Ile w trudzie nieustannym
wspólnych zmartwień, wspólnych dążeń?
Ile chlebów rozkrajanych?
Pocałunków? Schodów? Książek?

Oczy twe jak piękne świece
a w sercu źródło promienia,
więc ja chciałbym twoje serce,
ocalić od zapomnienia.

U twych ramion płaszcz powisa
krzykliwy, z leśnego ptactwa,
długi przez cały korytarz,
przez podwórze, aż gdzie gwiazda Wenus

A tyś lot i górność chmur,
blask wody i kamienia.
Chciałbym oczu twoich chmurność,
ocalić od zapomnienia.
~ Ocalić od zapomnienia, Marek Grechuta

Panie Michale, to był zaszczyt móc oglądać Pana na boisku. Dziękuję!

prezent od kibiców - ogromna, podpisana przez wszystkich koszulka :')


Żal wychodzić; choć hala powoli pustoszała, ja nadal tkwiłam w swoim sektorze. Nie chciała tak po prostu wyjść. Ciężko mi było uwierzyć, że meczos już się skończył. Ostatni meczos "domowy". Ostatni meczos domowy. Ostatni mój meczos na hali w tym sezonie ligowym [nie lubię słowa ostatni :( ]

And so I cry sometimes
When I'm lying in bed
Just to get it all out
What's in my head
And I am feeling a little peculiar
And so I wake in the morning
And I step outside
And I take a deep breathe and I get real high
And I scream at the top of my lungs
What's going on?
~ What's going on, 4 Non Blondes

W Poznaniu byłam o 4:00, budzik zadzwonił o 6:30 ... Jak wagary, to wagary! Droga Skro, niedziela będzie dla nas!


PS : Pozdrawiam przemiłego pana kierowcę z busa relacji Łódź - Warszawa, który chciał mnie przygarnąć, kiedy marzłam czekając na swoje transporty. To było przeurocze, dziękuję! :)

PS 2 : Pan koordynator nie umiał mi powiedzieć, czy nie wyrzucą mnie z hali za lustrzankę, więc jej nie wzięłam [*], stąd zdjęcia wersja szajsungowa, jakoś trza przeżyć xDD

1 komentarz:

  1. Też zdecydowanie nie lubię słowa "ostatni" (chyba, że mówimy o ostatnim egzaminie, który przed nami :D).
    Szkoda, że ten mecz tak się potoczył. Jak pokazał późniejszy mecz w KK, ta rywalizacja mogła być bardziej wyrównana. Ale i tak, po relacji widać, że było niesamowicie. I jeszcze to pożegnanie Winiara... Morze łez!
    Świetny pomysł z tą koszulką. Michał będzie miał pamiątkę na całe życie. :)

    Genialna relacja, zdjęcia też cuuuudowne. Pięknie <3 #pomiszczowsku
    #GoSkra i do zobaczenia w przyszłym sezonie...

    OdpowiedzUsuń