wtorek, 15 maja 2018

Przy herbacie #1 : Maj


Maj to miesiąc intensywny. Od zawsze towarzyszy mu zapach akacji, które kocham i narodowe święta, które z wiekiem rozumiem i przeżywam coraz głębiej, ale wśród magii barw i zapachów wiosny kryją się jeszcze najważniejsze sportowe rozstrzygnięcia sezonu. Niemal każda liga wchodzi w swoją decydującą fazę serwując nam emocjonujące play-offy. Nie inaczej było tego roku. 



#Plusliga 

Wydłużona faza zasadnicza ciągnęła się jak flaki z olejem, ale play-offy .. o tak, play-offy wynagrodziły nam plusligową rutynę. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz były równie interesujące, emocjonujące i .. zaskakujące. Bo kto z nas spodziewał się, że w czwórce zabraknie Jastrzębia i Rzeszowa, a „zamiast” nich oglądać będziemy Trefla i Olsztyn? Kto spodziewał się pięciosetowych wojen na śmierć i siatkarskie życie? Czy był ktoś, kto wątpił, że to Warszawa zagra o wszystko? Siatkówka po raz kolejny pokazała nam, że sama jest najlepszym reżyserem sportowych dreszczowców i choćbyśmy nie wiem ile lat kibicowali, nigdy do końca nie odgadniemy jej tajemniczego wnętrza. W głównych rolach jej wysokość obsadziła 4 kluby – akcja rozgrywała się nad morzem w energetycznym Trójmieście, w bełchatowskim ulu, na Warmii i Mazurach wśród olsztyńskich jezior oraz w Kędzierzynie-Koźlu, gdzie zeszłorocznym blaskiem świeciła mistrzowska gwiazda. Sceny zostały odegrane ze szwajcarską precyzją i oskarową wirtuozerią. Żaden, nawet najznamienitszy koneser nie mógł przewidzieć zakończenia. Akcja trwała wartka i pełna była zwrotów akcji, jak w najlepszym thrillerze. 


Czy wiedziałam, że Skra sięgnie po 9. gwiazdę? To chyba z gruntu źle zadane pytanie. Jako kibic zawsze wierzę w swój zespół, ale faktycznie, w tym sezonie obok wiary, towarzyszyła mi pewność. Skra dojrzewała. Stawiała pierwsze kroki może nieco chwiejnie, może nieco nieśmiało, ale pukała do ligowej czołówki już od samego startu rozgrywek. Serce zespołu, jego duch i atmosfera budowały się w mozole przegranych tie-breaków i podeptanych marzeń. Nie dla nas był Puchar Polski oraz batalia o najwyższe cele w Lidze Mistrzów. Powetowaliśmy straty w play-offach. Z nawiązką. 


Moje żółto-czarne serce rosło z każdą odbitą piłką. Na prawym, niezmiennie, dostojnie i profesorsko rządził król Mariusz IX. Lewe to już kraina Bedniego i Milada, którzy wzrastali siatkarsko tak jak i Skra wzrastała, wznosząc się na wyżyny możliwości i będąc ostoją tego zespołu. Na środku dzielił i rządził Srecko – z pierwszej i drugiej linii, wspierany przez niezastąpionego Karola Kłosa i Patryka Czarnowskiego – siatkarza o złotym dotyku. Piłki rozrzucał Grzesiu Łomacz uzupełniony Marcinem Januszem, a w przyjęciu i obronie wreszcie radził sobie dzielnie Kacper Piechocki. Z ławki trenerskiej czuwał nad wszystkim coach Piazza, a czarną robotę zrobił nie raz też Niki Penchev. Skra kroczyła spokojnie, dostojnie, dumnie. Kroczyła mistrzowsko. Czuć było, że nic jej nie zatrzyma. Jak za starych, dobrych czasów potrafiła się Skra na przeciwnika „zasadzić”, zastawić sidła i czekać pod naporem ciosów na swój czas, czas, który wykorzystywała bezlitośnie. Końcówki przechylane na swoją stronę, walka o każdy punkt, mimo przegranych setów, wiara w zwycięstwo do końca i cel wypisany na twarzy – to Skra, z której jestem dumna. 


Za żółto-czarny, pełen emocji i wzruszeń sezon : DZIĘKUJĘ. 

A jedyne czego mi w tych play-offach żal, to brak Warszawy w szóstce i brak medalu dla Olsztyna. To były moja dwa czarne konie tego sezonu, drużyny z pazurem, grające zawsze i do końca, walczące jak lew o punkty. Siatkarska niesprawiedliwość? Powoli się do niej przyzwyczajam. W tym sporcie nie można mieć wszystkiego. Chyba, że jest się Zenitem Kazań. 


#Barcelona 

Miała być potrójna korona, ale niestety, marzenia o wygraniu ligi mistrzów znów trzeba odłożyć na później. W tym sezonie nie miałam zbyt wielu okazji do oglądania mojej Barcy w akcji, ale jedno trwa wciąż niezmiennie – Blaugrana winduje football na kosmiczny poziom! #megusta 


#transfery 

Maj to także transfery… czyli coś, czego nie lubię najbardziej. Szybko się przywiązuję i nie lubię, jak moi ludzie znikają z mojego życia. Z facetami tak już jest – przychodzą, rozkochują i odchodzą. Z jednej strony dzięki temu w lidze zachowana zostaje dynamiczna homeoreza i mamy okazję podziwiać wielu wspaniałych siatkarzy, których inaczej oglądać nie mielibyśmy okazji, ale rozstania bywają … trudne. 

Dlatego tymczasem : Srecko, dziękuję! Oglądać Cię w akcji, to był prawdziwy zaszczyt. Powodzenia we Włoszech i do zobaczenia! 


#reprezentacja 


Biało-czerwone barwy gotowe? Maj to także czas startu rozgrywek międzynarodowych. Moja reprezentacyjna koszulka czeka (nie)cierpliwie, złożona równo w szafce, a okazja by ujrzała światło dzienne już w sobotę. Dreszcz na plecach podczas Mazurka Dąbrowskiego, morze biało-czerwonych kibiców, spotkania z przyjaciółmi na wspólne kibicowanie, wyjazdy na meczosy i mnóstwo siatkówki na najwyższym poziomie – witaj, reprezentacjo! Tęskniłam! Propos, z kim się widzę w Alei Gwiazd w Katowicach? #wsteczneodliczanie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz