wtorek, 28 lutego 2017

Szczęście

Siedzę sobie w domciu pod kocem, z kubkiem nieodłącznej herbaty i katarem, niestety. Luty jak marzec - deszcz, wichura, zmoknięta ja i przeziębienie gotowe. Kilka dni wolnego w domu pozwoliło mi jednak nadrobić sportowe zaległości; nie ma więc tego złego, co by na dobre nie wyszło ;). Był czas na siatkówkę i skoki. Był też czas na refleksję. O sporcie, oczywiście.

zdjęcie z wyprawy nad morze, Skra - Lotos :)

Czym jest sport? To połączenie ludzkiego wysiłku - wsparte trenerską teorią, analizą statystyczną, uzupełnione taktyką - z kibicowskim dopingiem i odrobiną … magii. Bo czymże jest to nieuchwytne „coś”, co sprzyja lepszym? To „coś”, co sprawia, że skaczesz błyskotliwie i zostajesz Mistrzem Świata w Lahti, co niesie cię jak na skrzydłach do zwycięstwa nad Jastrzębskim Węglem? Czym jest owo „coś”; niezdefiniowalne i nieuchwytne metafizyczne maleństwo, które sprawia, że złotymi zgłoskami zapisujesz się w historii swojej dyscypliny?

To „coś” to szczęście. Bez szczypty tej sportowej przyprawy ciężko byłoby Adasiowi Małyszowi „latać pod słoneczko”, Kamil Stoch z pewnością nie byłby bez odrobiny szczęścia narciarskim multizwycięzcą, Skra nie stałaby się siatkarskim hegemonem, a nasza waleczna reprezentacja nie szczyciłaby się teraz tytułem Mistrza Świata.

Szczęście chodzi swoimi drogami. Nikogo nie pyta o zgodę; pojawia się niespodzianie i odchodzi w najmniej oczekiwanym momencie. Bywa, że brutalnie zrywa kontakt i omija „delikwenta” szerokim łukiem latami. Potem znów wkracza w jego życie w pełnej krasie; przywraca wiarę we własne możliwości, maluje paletą radości szeroki uśmiech na twarzy, obdarza artystyczną „licencją” na wygrywanie. Unosi się niczym duch na skrzydłach pewności siebie w elektrycznym powietrzu sportowych aren; jest wybrednym kochankiem, niestałym w uczuciach – przechyla szalę zwycięstwa to na jedną, to na drugą stronę.

SuperMario :)


Ostatni meczos PGE Skry Bełchatów z Jastrzębskim Węglem był typowym meczosem „na połówki”. Tak, „na połówki”. Wygrywała prawa strona boiska - widać to na niej rozgościło się szczęście. Mniej więcej od czwartego seta szczęście uznało, że do twarzy mu w żółto-czarnym, gdyż to nad Skrzatami rozpostarło swoje magiczne skrzydła wsparcia. Skra przy pomocy jego wysokości szczęścia, znakomitej komitywie całego zespołu, nienagannej współpracy drużynowej i co by nie mówić, fenomenalnej postawy bombardierów dwóch – Mariusza Wlazłego i Bartka Kurka, zwyciężyła w hali Energia 3:2. Drogie szczęście, możesz z nami zostać do końca sezonu, bardzo proszę!

Przed nami jeszcze 6 emocjonujących kolejek. Jesteście gotowi?

#goSkra

2 komentarze:

  1. Z tym szczęściem to jest jak z piłką, która siada sobie od czasu do czasu okrakiem na siatce i raz spada na jedną, raz na drugą stronę. Oby to szczęście sprzyjało w tym sezonie Skrze, bardzo chciałabym ich zobaczyć z medalami na szyi (najlepiej złotymi, bo w złocie nam do twarzy, haha :D) #goSkra ♥

    OdpowiedzUsuń