Siedzę sobie w domciu pod kocem, z kubkiem nieodłącznej
herbaty i katarem, niestety. Luty jak marzec - deszcz, wichura, zmoknięta ja i
przeziębienie gotowe. Kilka dni wolnego w domu pozwoliło mi jednak nadrobić
sportowe zaległości; nie ma więc tego złego, co by na dobre nie wyszło ;). Był
czas na siatkówkę i skoki. Był też czas na refleksję. O sporcie, oczywiście.
zdjęcie z wyprawy nad morze, Skra - Lotos :)
Czym jest sport? To połączenie ludzkiego wysiłku - wsparte
trenerską teorią, analizą statystyczną, uzupełnione taktyką - z kibicowskim
dopingiem i odrobiną … magii. Bo czymże jest to nieuchwytne „coś”, co sprzyja
lepszym? To „coś”, co sprawia, że skaczesz błyskotliwie i zostajesz Mistrzem
Świata w Lahti, co niesie cię jak na skrzydłach do zwycięstwa nad Jastrzębskim
Węglem? Czym jest owo „coś”; niezdefiniowalne i nieuchwytne metafizyczne
maleństwo, które sprawia, że złotymi zgłoskami zapisujesz się w historii swojej
dyscypliny?
To „coś” to szczęście. Bez szczypty tej sportowej przyprawy
ciężko byłoby Adasiowi Małyszowi „latać pod słoneczko”, Kamil Stoch z pewnością
nie byłby bez odrobiny szczęścia narciarskim multizwycięzcą, Skra nie stałaby
się siatkarskim hegemonem, a nasza waleczna reprezentacja nie szczyciłaby się
teraz tytułem Mistrza Świata.
Szczęście chodzi swoimi drogami. Nikogo nie pyta o zgodę;
pojawia się niespodzianie i odchodzi w najmniej oczekiwanym momencie. Bywa, że
brutalnie zrywa kontakt i omija „delikwenta” szerokim łukiem latami. Potem znów
wkracza w jego życie w pełnej krasie; przywraca wiarę we własne możliwości,
maluje paletą radości szeroki uśmiech na twarzy, obdarza artystyczną „licencją”
na wygrywanie. Unosi się niczym duch na skrzydłach pewności siebie w
elektrycznym powietrzu sportowych aren; jest wybrednym kochankiem, niestałym w
uczuciach – przechyla szalę zwycięstwa to na jedną, to na drugą stronę.
SuperMario :)
Ostatni meczos PGE Skry Bełchatów z Jastrzębskim Węglem był
typowym meczosem „na połówki”. Tak, „na połówki”. Wygrywała prawa strona boiska
- widać to na niej rozgościło się szczęście. Mniej więcej od czwartego seta
szczęście uznało, że do twarzy mu w żółto-czarnym, gdyż to nad Skrzatami
rozpostarło swoje magiczne skrzydła wsparcia. Skra przy pomocy jego wysokości
szczęścia, znakomitej komitywie całego zespołu, nienagannej współpracy
drużynowej i co by nie mówić, fenomenalnej postawy bombardierów dwóch –
Mariusza Wlazłego i Bartka Kurka, zwyciężyła w hali Energia 3:2. Drogie
szczęście, możesz z nami zostać do końca sezonu, bardzo proszę!
Przed nami jeszcze 6 emocjonujących kolejek. Jesteście
gotowi?
#goSkra
Z tym szczęściem to jest jak z piłką, która siada sobie od czasu do czasu okrakiem na siatce i raz spada na jedną, raz na drugą stronę. Oby to szczęście sprzyjało w tym sezonie Skrze, bardzo chciałabym ich zobaczyć z medalami na szyi (najlepiej złotymi, bo w złocie nam do twarzy, haha :D) #goSkra ♥
OdpowiedzUsuńJak Ty to pięknie napisałaś! ♥
Usuń