Patrzę sobie na świat tymi moimi (chyba) zielonymi oczami i
zastanawiam się, dokąd to wszystko zmierza.
Człowiek otwiera oczy w poniedziałek a za chwilę kładzie się do łóżka w
niedzielę. A gdzie tu czas na wiatr we włosach i promienie słońca spacerujące po
policzkach? Gdzie czas na ciszę, która wypełni nasze komórki i pozwoli
prawdziwie odpocząć? Gdzie czas na czas?
Przed chwilą zdawałam maturę. Potem poszłam do pracy.
Dostałam się na studia. A teraz już skończyłam pierwszy rok. Za chwilę skończy
się lipiec a ja jestem gdzieś w blokach startowych. Mam wrażenie, że życie
pokusiło się o falstart a sędzia wcale tego nie zauważył. Albo nastąpiła jakaś
ucieczka, a ja zostałam na tyłach peletonu.
Pamiętając bajkę o żółwiu i zającu postanowiłam spieszyć się
powoli (nie zawsze to wychodzi, bo nawet na rolkach nie umiem jeździć wolno xD
). Mam przed sobą całe życie, a to nawet przy mojej słabej zdolności
matematycznej, wynosi jakiś pierdyliard kroków. Trzeba się oszczędzać. A kiedy,
jeśli nie w wakacje?